Do kin trafiają kolejne odsłony "Spider-Mana", "Thora" czy
"X-Menów", czyli popularnych serii ze stajni Marvel Comics. Każdy z
pewnością słyszał o tych superbohaterach, ale nie wszyscy znają "Wielką
Szóstkę", która pojawiła się na kartach komiksów w latach 90. Disneyowi
ci herosi nie są obcy, dzięki czemu możemy poznać tę jedną z lepszych
animacji wytwórni na przestrzeni ostatnich lat.
Zaletą filmu jest to, że może do siebie przekonać nie tylko
najmłodszych, ale i starszych widzów. Pierwsza grupa otrzyma opowieść o
tym, że należy dbać o innych, o sile przyjaźni, jak przezwyciężyć
ciężkie uczucie straty kogoś bliskiego oraz o tym, że nauka może
sprawiać taką samą frajdę co rozrabianie na podwórku. Dla dorosłych
przygotowano kilka gagów, które mogą ich rozbawić do łez – zwłaszcza
scena, w której Baymax, robot medyczny, działa na końcówce baterii i
zachowuje się, jakby wracał właśnie z baru po kilku głębszych. Wydaje
się, że mechaniczny Bender z serialu "Futurama" mógłby się wtedy dogadać
ze wspomnianym "robo-pielęgniarzem".
Don Hall i Chris Williams, twórcy filmu, przenoszą nas do futurystycznego miasta San Fransokyo – ułagodzonej wersji metropolii z "Łowcy androidów"
będącą połączeniem San Francisco i Tokio. Żyje tam genialny
twórca robotów, 14-letni Hiro Hamada, który wystawia je do walk
na pieniądze. Jego równie pomysłowy brat zabiera go do
laboratorium, w którym pracuje razem z resztą
wynalazców-nerdów. Chłopak chce iść w jego ślady i za wygrane
pieniądze tworzy projekt naukowy, którego kupnem
zainteresowana jest wielka korporacja. Idea bierze górę nad
możliwością szybkiego wzbogacenia się i oferta zostaje
odrzucona przez Hiro. W wyniku nieszczęśliwego wypadku ginie
starszy brat, a młody naukowiec postanawia znaleźć sprawcę tej
tragedii. Pomagają mu w tym poznani studenci i Baymax.
"Wielka Szóstka"
jest przewidywalna, dużo tu wymuszania wzruszeń i
schematyczności. Ale czy to zarzut? Animowane bajki dla dzieci
mają pewne programowe wytyczne, którym, choć w części,
podporządkowują się wszyscy twórcy. Jednak u Halla i Williamsa
oprócz tych oczywistości dostajemy też wzbudzających
sympatię bohaterów z pulchnym Baymaxem na czele. Naiwny robot,
niemający wiele wspólnego z gracją, generuje całą masę
slapstickowych żartów. Jest on tak samo nieporadny, co oddany
Hiro, równie głupiutki, co szybko uczący się nowych rzeczy, w tym
nawet ciosów karate. Oprócz porządnego humoru i ciekawych
postaci "Wielka Szóstka" to też całkiem sporo spektakularnych
scen akcji. Są więc pościgi, brawurowe szybowanie w powietrzu i
widowiskowe sekwencje walki z czarnym charakterem. Film może
nie jest "wielki", a i w szkolnej skali ocen nie zasługuje na
szóstkę, ale potrafi dostarczyć sporo wrażeń, uczy też i bawi. A
to chyba najważniejsze w tego typu produkcjach.
Źródło: Onet.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz