Bruce LaBruce odkrywa przed widzem kolejny temat
tabu, tak jak czynił to do tej pory na ścieżce swojej kariery. Znowu
porusza temat nietypowych zachowań seksualnych, można więc pomyśleć, że w
twórczości reżysera zbyt wiele się nie zmieniło. A jednak.
„Gerontofilia” nie ma wiele wspólnego z dotychczasowym, chropowatym
stylem Kanadyjczyka, brak tu też charakterystycznego dla niego
radykalizmu i niegodzenia się na kompromisy. LaBruce zrobił film...
mainstreamowy.
Twórca, określany jako ikona kina LGBT, do tej pory był znany
wąskiemu kręgowi odbiorców. Nic w tym dziwnego, skoro w swoich obrazach
balansował na granicy dobrego smaku, niejednokrotnie przedstawiając filmy,
którym nie wiele brakowało do regularnych filmów pornograficznych. A i
dla tego świata jego twórczość mogłaby być niekiedy zbyt kontrowersyjna.
"Gerontofilia"
to pierwsze dzieło LaBruce'a, którym ma szansę dotrzeć do masowego
widza. Reżyser wygładził wszystko, co się dało – przyjemna dla oka
realizacja, przyswajalna, popowa muzyka, są też profesjonalni aktorzy.
Po prostu regularny film, nie zaś trudny w odbiorze eksperyment. Sam
scenariusz, choć porusza szokujący temat, jakim jest fetysz polegający
na pociągu seksualnym do osób w zaawansowanym wieku, to przedstawiony on
został w ugrzeczniony sposób. Widz nie poczuje zgorszenia, jakie mógł
odczuwać, ot choćby przy "Raspberry Reich", a co dopiero przy "L.A.
Zombie". LaBruce nakręcił zwykły romans, tylko że zamiast młodych,
heteroseksualnych zakochanych, mamy namiętnych homoseksualistów, z czego
jeden mógłby być dziadkiem drugiego.
Lake to młody chłopak, który umawia się z Desiree,
dziewczyną zafascynowaną rewolucyjnymi bohaterami, których upatruje
przede wszystkim w ludziach sztuki.
Jego matka, która sypia ze swoim szefem, pracuje w domu opieki, gdzie
zatrudnia się Lake. Szybko odkrywa tam zainteresowanie pomarszczonymi
ciałami starych ludzi, a swoją fascynację przelewa na papier w postaci
szkiców w swoim notatniku. Chłopak poznaje tam Melvyna, czarnoskórego
staruszka, z którym się zaprzyjaźnia, a ostatecznie zaczyna z nim
tworzyć związek. Ich relacja nie zostaje pozbawiona również kontaktu
seksualnego.
Jedyne co odróżnia "Gerontofilię" od zwykłej,
tendencyjnej historii miłosnej, to właśnie ten płaszczyk kontrowersji.
Film, choć skierowany do masowego widza, najciekawszy może okazać się
dla miłośników reżysera, którzy zapragną zobaczyć, jak bardzo ten
kanadyjski prowokator złagodniał. Jednak i oni szybko zakwalifikują
dzieło jako rutynową historię. To chyba cena, jaką musi zapłacić
filmowiec-kontestator, aby wedrzeć się do głównego nurtu. "Gerontofilia"
jest jako stare ciało filmowego Melvyna – mało atrakcyjne, ale może
ktoś, tak jak Lake, zobaczy w tym coś pociągającego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz