W jednej ze scen filmu tytułowa Annie przygotowuje kolację
wybierając do niej najznakomitsze składniki, które tylko znajdzie w
lodówce. Podobnie postąpił Will Gluck kręcąc
swoją wersję klasycznego musicalu. Dokładnie dobrał wszystkie elementy,
które połączone okazują się jednak tak samo nieudane, jak potrawa
przyrządzona przez bohaterkę.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnZGn7pkLR06kfjvMHD0Er-SIFz-iq-UNfn6jQfAvz61uHdpz9O4aFzoGiup_vaAAskK8dWQ28C_83Jby3MTC1NWD1qMxjNw35kp13YMSgO7nDTTWaEEXr2HZhXyKr-fACxfj97fP-mSo/s1600/annie-troche-kurtury-recenzja.jpg)
Musical Thomasa Meehana doczekał się już kilku ekranizacji, z czego za najdoskonalszą uważa się wersję z 1982 roku. Najnowsza interpretacja niestety nie ma szans na zmienienie tej opinii. Jedyne co nadaje "Annie" AD 2014 nieco świeżości to żarty ze współczesnego świata marketingu i nowych mediów. Reszta to już tylko cukierkowa opowiastka pozbawiona musicalowej magii i czaru swoich wcześniejszych filmowych przedstawień. Nie pomogło to, że mamy do czynienia ze znanym tytułem, ani nawet zebranie na planie wielkich nazwisk i danie im do zaśpiewania słynnych piosenek.
Annie to sierotka, która marzy o tym, że w końcu u progu drzwi zjawią się jej rodzice i razem będą mogli żyć długo i szczęśliwie. Choć to pragnienie nie zostaje spełnione, los szybko się do niej uśmiecha. Dziewczynka staje się gwiazdą, gdy pan Stacks (Jamie Foxx), kandydat na burmistrza Nowego Jorku, ratuje ją przed potrąceniem przez samochód, a wiadomość o tym zostaje opublikowana w internecie, a następnie powielona przez wszystkie media. Słupki wyborcze rosną, a sztab polityka postanawia ruszyć z marketingową machiną opartą na działaniach w portalach społecznościowych wykorzystujących wizerunek małej sierotki.
Formuła musicalu z założenia jest narażona na bycie naiwną. Jednak w "Annie" posuwa się to o krok za daleko. Dziewczynka bez mrugnięcia okiem godzi się na bycie narzędziem w rękach speców od reklamy. Chociaż może to i lepsze od mieszkania pod jednym dachem z jej zgorzkniałą, będącą na ciągłym rauszu, matką zastępczą (Cameron Diaz). "Źli" w jednej chwili, bez większych motywacji, stają się dobrzy i pełni miłości. Rozumiem, że mała Annie potrafi oczarować i zmiękczyć nie jedno serce, ale ukazanie tego w filmie jest zbyt pretensjonalne. Efektem jest nuda i brak jakichkolwiek zwrotów, które mogłyby przykuć uwagę widza.
Piosenki również nie wypadają zbyt dobrze. Foxxowi daleko do popisów jakimi raczył nas rolą Raya Charlesa, zaś Diaz popada w przesadną groteskę. Zdarzają im się lepsze momenty, ale ów fragmenty to zbyt mało, by można było mówić o udanej całości. Quvenzhané Wallis, odtwórczyni głównej roli, którą znamy z "Bestii z południowych krain", jak i reszta dzieciaków, również nie mają zbyt wiele do zaoferowania w swoich wykonaniach piosenek. Acz takie szlagiery, jak "It's the Hard Knock Life" czy "Tomorrow", w dalszym ciągu potrafią porwać i wprawić nogę w rytmiczne tupanie. W stosunku do wcześniejszych interpretacji dzieła, ucierpiała również warstwa choreograficzna, której brak takiej żywiołowości i ciekawych rozwiązań, jakich doświadczaliśmy w ubiegłych dekadach. Widać, taki to już "ciężki żywot" remake'ów.
Źródło: Stopklatka.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz