sobota, 6 grudnia 2014

Demontaż "Mechanicznej pomarańczy"



Film potępiony w Wielkiej Brytanii za, jak uważano, nawoływanie do wstępowania do młodzieżowych gangów i szerzenie, tak jak bohaterowie dzieła, „ultraprzemocy”. Stanley Kubrick wstrząśnięty tymi oskarżeniami rzucanymi w stronę „Mechanicznej pomarańczy” postanowił wycofać obraz z tamtejszej dystrybucji. Film ponownie powrócił na ekrany dopiero w 2000 roku. U nas, po 43 latach od premiery, amerykański klasyk znów wraca do kin.


Mamy rok 1968, Kubrick skończył już prace nad „2001: Odyseją kosmiczną” i przygotowuje się do nakręcenia filmu o Napoleonie. Ktoś jednak robi to pierwszy, a tą osobą jest Siergiej Bondarczuk, mający już na koncie ekranizację „Wojny i Pokoju”. Jego film nosił nazwę „Waterloo”, gdzie w rolę francuskiego wodza wcielił się Rod Steiger. Dzieło przyniosło klapę finansową i skutecznie zniechęciło wytwórnie do dania Kubrickowi zielonego światła na zrealizowanie jego projektu. Marzenia o wielkich scenach batalistycznych i obsadzeniu Jacka Nicholsona jako głównego bohatera obróciły się w niwecz, a zgromadzenie setek stron dokumentacji poszło na marne. 

W swoim domu w Wielkiej Brytanii Kubrick posiadał ogromne zbiory książek, z których część znajdowała się w stercie tych cierpliwie czekających na ich przeczytanie. Pewnego wieczoru wpadła mu w ręce „Mechaniczna pomarańcza”, powieść Anthony’ego Burgessa, którą otrzymał od Terry’ego Southerna, producenta „Dra Strangelove”. Reżyser przeczytał książkę w jeden wieczór i jeszcze pod koniec pierwszej części był przekonany o tym, że z tego materiału powstałby świetny film. Przez kilka kolejnych dni wracał do lektury pielęgnując w sobie uczucie ekscytacji. W głowie twórcy zaczęły pojawiać się kolejne sceny jego przyszłego arcydzieła.


Historia przeniesienia dzieła Burgessa na wielki ekran mogła się jednak potoczyć zupełnie inaczej, gdyż autor początkowo sprzedał prawa do jej ekranizacji Mickowi Jaggerowi z The Rolling Stones za 500 dolarów. W roli reżysera widziano Johna Schlessingera, ten jednak uznał, że brutalność powieści nie jest tematem, z którym chciałby się zmierzyć.

To co dla Schlessingera nie było atrakcyjne Kubricka oczarowało. Uznał on „Mechaniczną pomarańczę” za wspaniałe dzieło wyobraźni, postacie za dziwaczne i ekscytujące, a przedstawione idee za błyskotliwie rozwinięte. Również język powieści – slang oparty na języku rosyjskim, który sam autor nazwał Nadsat, wydał się reżyserowi olśniewający. Dziwaczny tytuł książki odnosił się do mowy ludzi z Malezji, gdzie Burgess spędził kilka lat. W tamtejszym języku „orang” znaczyło tyle co „człowiek” (oryginalny tytuł dzieła to „Clockwork Orange”).

(...)


O ile przy „2001: Odysei kosmicznej”, powstałej na podstawie opowiadania Arthura Clarke’a, reżyser ściśle współpracował z autorem oryginału, o tyle przy pracy nad „Mechaniczną pomarańczą” jego kontakt z Burgessem był znikomy. Pisarz otwarcie przyznawał potem, że film Kubricka zupełnie mu się nie podoba. Może to dlatego, że nie dostał od niego żadnych pieniędzy? Największe odstępstwo na jakie pozwolił sobie reżyser w stosunku do literackiego pierwowzoru dotyczyło samego zakończenia. Kubrick, pisząc scenariusz, opierał się na amerykańskim wydaniu książki, gdzie wydawca usunął ostatni rozdział, w którym mowa o powrocie Alexa na łono społeczeństwa. W prawdzie do twórcy dotarł brakujący rozdział, jednak zdecydował się on na bardziej gorzki finał, gdzie zło jest stałą częścią ludzkości. „Odyseja kosmiczna” mówiła o przezwyciężaniu człowieczeństwa, zaś „Mechaniczna pomarańcza” to fatalistyczna opowieść o tym, czego z człowieka nie da się wyplenić - skłonności do okrucieństwa.

Kubrick otwarcie przyznawał, że przewiduje to, że przemoc w przyszłości stanie się narastającym problemem. Uważano niegdyś, że ostrze satyry „Mechanicznej pomarańczy” jest szczególnie angielskie i odnosi się do brytyjskiego społeczeństwa. Jednak w świetle narastającej od lat brutalności człowieka wobec człowieka, dzieło Stanleya Kubricka jest dziś być może jeszcze bardziej aktualne niż kiedyś. 

Cały artykuł dostępny jest w numerze 12/2014 magazynu "Nowa Fantastyka"
 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz