czwartek, 9 października 2014

"Bogowie": serce nie sługa - recenzja

Zbigniew Religa, postać wybitna dla polskiej medycyny i kardiochirurgii, po ponad pięciu latach od swojej śmierci doczekał się wystawienia mu celuloidowego pomnika. Na szczęście Łukasz Palkowski, reżyser, nie zapomina o tej ciemniejszej, po prostu ludzkiej stronie profesora. To nie obraz „boga”, a człowieka.

Wydarzenia opowiedziane w filmie obejmują okres zaledwie trzech lat, od 1983-1986 roku. Tylko tyle i aż tyle, gdyż były to bodaj najważniejsze, ale i najtrudniejsze momenty w życiu Religi. Czterdziestoletni docent dostaje propozycję poprowadzenia kliniki w Zabrzu. Rozbudzone na stażu w USA marzenia lekarza-idealisty o pionierskich w Polsce przeszczepach serca będą mogły się w końcu zrealizować. Rzeczywistość rzuca mu pod nogi kłody. Kardiochirurg przeżywa kolejne porażki, jednak dzielnie stara się dopiąć swojego wielkiego celu.

To­masz Kot miał już oka­zję zmie­rzyć się z kinem bio­gra­ficz­nym i z rolą Ryśka Rie­dla. Z suk­ce­sem prze­niósł na ekran po­stać wo­ka­li­sty Dżemu, to samo udaje mu się przy wcie­la­niu się w Zbi­gnie­wa Re­li­gę. Przy­gar­bio­ny prze­cha­dza się szpi­tal­ny­mi ko­ry­ta­rza­mi, od­pa­la­jąc co chwi­lę ko­lej­ne­go pa­pie­ro­sa. Aktor nie prze­ry­so­wu­je swo­jej po­sta­ci, choć łatwo mógł po­paść w pa­ro­dię. Do­kład­nie od­da­je gesty, ruch i cha­rak­te­ry­stycz­ne gry­ma­sy le­ka­rza – two­rzy wy­ra­zi­ste­go bo­ha­te­ra, któ­re­go ob­ser­wu­je­my za­rów­no w życiu pry­wat­nym i tym za­wo­do­wym. Re­ży­ser nie boi się przy­wo­łać okre­su cięż­kie­go kry­zy­su, jaki prze­cho­dził Re­li­ga po nie­uda­nych za­bie­gach prze­szcze­pu, kiedy to dużo pił, by zabić ból. Gdzieś po­mię­dzy sce­na­mi walki o każde ludz­kie życie a ko­lej­ną śmier­cią pa­cjen­ta, pada też py­ta­nie o to, na ile mamy do czy­nie­nia z czło­wie­kiem chcą­cym nieść pomoc, a na ile z osobą owład­nię­tą rzą­dzą osią­gnię­cia oso­bi­ste­go suk­ce­su. Czy to dalej le­cze­nie, czy już pro­wa­dze­nie eks­pe­ry­men­tów?

Film stara się za­dbać o re­alizm pracy chi­rur­gów. Bo­ha­te­ro­wie co rusz rzu­ca­ją skom­pli­ko­wa­ny­mi ter­mi­na­mi me­dycz­ny­mi, na pod­sta­wie któ­rych można by było stwo­rzyć mały słow­nik. W kilku sce­nach re­ży­ser nie od­ry­wa też ka­me­ry od wi­do­ku krwi i or­ga­nów – stara się po­ka­zać jak wła­ści­wie wy­glą­da ope­ra­cja, z czym ma do czy­nie­nia le­karz. Nad sto­łem, na któ­rym leży pa­cjent nie raz do­cho­dzi do de­spe­rac­kiej walki, aktów roz­pa­czy czy wście­kło­ści, kiedy ope­ru­ją­cy nie raz rzucą so­czy­stym prze­kleń­stwem.



"Bo­go­wie" spraw­nie po­ka­zu­ją obraz schył­ko­wej PRL, gdzie wszyst­kie­go było brak, a żeby coś za­ła­twić, naj­le­piej było usiąść wspól­nie przy kie­lisz­ku. Film, w któ­rym tak na­praw­dę wszyst­ko kręci się wokół serca, przed­sta­wia rów­nież jak w świa­do­mo­ści Po­la­ków było ono zmi­to­lo­gi­zo­wa­ne. Dla wielu nie był to tylko mię­sień, tak jak dla Re­li­gi, a coś wię­cej – sym­bol, ni­czym serce Chry­stu­sa czy Cho­pi­na. Świet­nie od­da­je to scena, w któ­rej ko­bie­ta po­in­for­mo­wa­na, o tym że jej mąż bę­dzie miał prze­szczep, pyta czy nie prze­sta­nie on jej ko­chać? W końcu tam kryją się uczu­cia, mi­łość. Mąż z kolei ma tylko na­dzie­ję, że "nie bę­dzie to serce Żyda albo pe­da­ła" – hu­mo­ry­stycz­na re­mi­ni­scen­cja pol­skiej men­tal­no­ści, która nie­ste­ty czę­sto jest nadal ak­tu­al­na.

Pal­kow­ski w swoim dzie­le umie­ścił jesz­cze wiele roz­ła­do­wu­ją­cych na­pię­cie scen. Jak na film, gdzie wiele rze­czy roz­gry­wa się na gra­ni­cy życia i śmier­ci, sporo tu miej­sca na humor. To słusz­na de­cy­zja ze stro­ny re­ży­se­ra, bo zbyt­nie na­ła­do­wa­nie scen dra­ma­ty­zmem by­ło­by nie­po­trzeb­ną hi­per­bo­lą. Nie­ste­ty twór­com i tak nie za­wsze udaje się unik­nąć po­pa­da­nia w skraj­ność, zwłasz­cza gdy w tra­gicz­nych mo­men­tach roz­brzmie­wa pa­te­tycz­na mu­zy­ka, która po­tę­gu­je dra­mat do gra­nic. Zresz­tą wy­bo­ry mu­zycz­ne re­ży­se­ra są dla mnie naj­więk­szą za­gad­ką. Pop-roc­ko­we pio­sen­ki były chyba do­bie­ra­ne na za­sa­dzie tego "co aku­rat leci w radiu”"

"Bo­go­wie" są ni­czym praca Re­li­gi – to film nie­po­zba­wio­ny wad, ale ważny. Nie­mniej "ope­ra­cja" Pal­kow­skie­go po­wio­dła się.

Źródło: http://film.onet.pl/recenzje/bogowie-serce-nie-sluga-recenzja/gem91 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz