czwartek, 13 listopada 2014

"2001: Odyseja kosmiczna" - Maestro Kubrick i jego kosmiczny balet



Uciekając w filmowej opowieści w przyszłość Stanley Kubrick naprawdę wyprzedził swoje czasy. „2001: Odyseja kosmiczna”, uważana dziś za przełom na wielu płaszczyznach, początkowo spotkała się z chłodnym przyjęciem niektórych krytyków i widzów. Szybko jednak zaczęto zmieniać zdanie i dochodzić do przekonania, że obraz nie był tylko filmem o podróży kosmicznej, a prawdziwą wyprawą ku gwiazdom.


 „2001: Odyseję kosmiczną” można potraktować jako nastanie roku zero w kinie science fiction. Film Kubricka stał się miarą, do której zaczęto przyrównywać wszystkie późniejsze dzieła tego gatunku. Tendencja ta utrzymuje się do dnia dzisiejszego, co najlepiej widać na przykładzie niedawnej premiery „Interstellar” Christophera Nolana. Wszystko zaczęło się od momentu, w którym w ręce reżysera trafiła książka Arthura C. Clarke'a „The Sentinel”. Ona to posłużyła jako punkt wyjścia do nakręcenia filmu.


Produkcja dzieła trwała trzy lata, a budżet, który początkowo opiewał na sumę sześciu milionów dolarów rozrósł się do kwoty dziesięciu i pół miliona. Kubrick przygląda się tu ewolucji gatunku ludzkiego, od prymitywnych form po czasy, gdy jest on w stanie wyruszyć na podbój wszechświata. Dróg interpretacji dzieła, głównie przez metaforyczne zakończenie, jest wiele. Jak powiedział Arthur C. Clarke, współtwórca scenariusza: „Jeśli ktoś zrozumiał nasz film za pierwszym razem, to znaczy, że nasz zamiar się nie powiódł”. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że Kubrick pozostał wierny swojej misji demaskatora ludzkich ułomności. Reżyser zdaje się mówić, że choć człowiek żyje w świecie zaawansowanej technologii, to tak naprawdę nie wiele go różni od społeczności prymitywnych małp, które obserwujemy na początku obrazu.

(...)


Poukrywanych znaczeń można zresztą znaleźć w arcydziele Kubricka dużo więcej. Nazwisko dra Davida Bowmana z pewnością nie jest przypadkowe. Bo kim, jeśli nie łucznikiem (ang. bowman) był homerycki Odyseusz z eposu, do którego tytułem nawiązuje reżyser? Z kolei scena wyłączenia przez astronautę superinteligentnego komputera o nazwie HAL ze złowieszczym czerwonym okiem to nawiązanie do walki greckiego bohatera z Cyklopem. Samo podstępne urządzenie funkcjonuje w filmie jako najbardziej emocjonalna „postać”. Zupełnie inaczej niż ludzie, którzy w „2001: Odysei kosmicznej” poprzez chłód swoich wypowiedzi i reakcji są upodobnieni do maszyn. HAL jest zdolny czuć strach i formułować własne opinie, choć wyraża je monotonnym głosem kanadyjskiego aktora Douglasa Raina, to właśnie z nim widz jest w stanie najbardziej się zżyć. Jego powolna agonia jest bardziej przejmująca niż zatrzymanie akcji życiowych zahibernowanych członków załogi, czy też śmierć dra Franka Poole’a w przestrzeni kosmicznej.


 HAL przed swoją dezaktywacją śpiewa piosenkę „Daisy, Daisy”. Utwór podczas eksperymentów z syntezą mowy, które były przeprowadzane w latach 50. przez Bell Laboratories, był wykorzystywany podczas testów. Kompozycja posiada przeciągane samogłoski, które łatwiej uzyskać w syntezie mowy niż spółgłoski, stąd decyzja naukowców o takim doborze materiału do badań. Informację tę Kubrick zdobył od Clarke’a i umiejscowił ją w jednej z bardziej poruszających scen filmu.

 

Nie można Kubrickowi zarzucić braku merytorycznego przygotowania do kręcenia „2001: Odysei kosmicznej”. Jednym z zadań współpracowników reżysera było dostarczenie mu wszelkich materiałów z różnych zakątków świata, które związane byłyby z realizowanym projektem. Pomimo tego, że „Mistrz dokładności” zapoznał się z ogromną liczbą dzieł filmowych, programów edukacyjnych czy literatury i chciał nakręcić film złożony jedynie ze scen, które są prawdopodobne, to jednak do jego dzieła wkradło się kilka błędów. Czuwający nad wiarygodnością filmu Clarke nie dopilnował Kubricka przy sekwencji, w której dr Bowman przed wyjściem ze statku nabiera powietrza w płuca – w rzeczywistości takie zachowanie doprowadziłoby do fizycznego uszkodzenia wynikającego z różnicy ciśnień. Wytykano twórcy również to, że skoro bohaterowie są w kosmosie to powinni unosić się w pomieszczeniach, a nie po nich chodzić. To oczywiście jedynie narzekania malkontentów, które przecież nigdy nie odbiorą dziełu Stanleya Kubricka jego ponadczasowości i zrewolucjonizowania kina. 

Cały tekst dostępny jest na stronie Onet.pl

 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz