czwartek, 27 listopada 2014

"Wielka szóstka" - Fantastic 6 (recenzja)

Do kin trafiają kolejne odsłony "Spider-Mana", "Thora" czy "X-Menów", czyli popularnych serii ze stajni Marvel Comics. Każdy z pewnością słyszał o tych superbohaterach, ale nie wszyscy znają "Wielką Szóstkę", która pojawiła się na kartach komiksów w latach 90. Disneyowi ci herosi nie są obcy, dzięki czemu możemy poznać tę jedną z lepszych animacji wytwórni na przestrzeni ostatnich lat.
 
Zaletą filmu jest to, że może do siebie przekonać nie tylko najmłodszych, ale i starszych widzów. Pierwsza grupa otrzyma opowieść o tym, że należy dbać o innych, o sile przyjaźni, jak przezwyciężyć ciężkie uczucie straty kogoś bliskiego oraz o tym, że nauka może sprawiać taką samą frajdę co rozrabianie na podwórku. Dla dorosłych przygotowano kilka gagów, które mogą ich rozbawić do łez – zwłaszcza scena, w której Baymax, robot medyczny, działa na końcówce baterii i zachowuje się, jakby wracał właśnie z baru po kilku głębszych. Wydaje się, że mechaniczny Bender z serialu "Futurama" mógłby się wtedy dogadać ze wspomnianym "robo-pielęgniarzem".
 
Don Hall i Chris Williams, twór­cy filmu, prze­no­szą nas do fu­tu­ry­stycz­ne­go mia­sta San Fran­so­kyo – uła­go­dzo­nej wer­sji me­tro­po­lii z "Łowcy androidów" bę­dą­cą po­łą­cze­niem San Fran­ci­sco i Tokio. Żyje tam ge­nial­ny twór­ca ro­bo­tów, 14-let­ni Hiro Ha­ma­da, który wy­sta­wia je do walk na pie­nią­dze. Jego rów­nie po­my­sło­wy brat za­bie­ra go do la­bo­ra­to­rium, w któ­rym pra­cu­je razem z resz­tą wy­na­laz­ców-ner­dów. Chło­pak chce iść w jego ślady i za wy­gra­ne pie­nią­dze two­rzy pro­jekt na­uko­wy, któ­re­go kup­nem za­in­te­re­so­wa­na jest wiel­ka kor­po­ra­cja. Idea bie­rze górę nad moż­li­wo­ścią szyb­kie­go wzbo­ga­ce­nia się i ofer­ta zo­sta­je od­rzu­co­na przez Hiro. W wy­ni­ku nie­szczę­śli­we­go wy­pad­ku ginie star­szy brat, a młody na­uko­wiec po­sta­na­wia zna­leźć spraw­cę tej tra­ge­dii. Po­ma­ga­ją mu w tym po­zna­ni stu­den­ci i Bay­max.

"Wielka Szóstka" jest prze­wi­dy­wal­na, dużo tu wy­mu­sza­nia wzru­szeń i sche­ma­tycz­no­ści. Ale czy to za­rzut? Ani­mo­wa­ne bajki dla dzie­ci mają pewne pro­gra­mo­we wy­tycz­ne, któ­rym, choć w czę­ści, pod­po­rząd­ko­wu­ją się wszy­scy twór­cy. Jed­nak u Halla i Wil­liam­sa oprócz tych oczy­wi­sto­ści do­sta­je­my też wzbu­dza­ją­cych sym­pa­tię bo­ha­te­rów z pulch­nym Bay­ma­xem na czele. Na­iw­ny robot, nie­ma­ją­cy wiele wspól­ne­go z gra­cją, ge­ne­ru­je całą masę slap­stic­ko­wych żar­tów. Jest on tak samo nie­po­rad­ny, co od­da­ny Hiro, rów­nie głu­piut­ki, co szyb­ko uczą­cy się no­wych rze­czy, w tym nawet cio­sów ka­ra­te. Oprócz po­rząd­ne­go hu­mo­ru i cie­ka­wych po­sta­ci "Wiel­ka Szóst­ka" to też cał­kiem sporo spek­ta­ku­lar­nych scen akcji. Są więc po­ści­gi, bra­wu­ro­we szy­bo­wa­nie w po­wie­trzu i wi­do­wi­sko­we se­kwen­cje walki z czar­nym cha­rak­te­rem. Film może nie jest "wiel­ki", a i w szkol­nej skali ocen nie za­słu­gu­je na szóst­kę, ale po­tra­fi do­star­czyć sporo wra­żeń, uczy też i bawi. A to chyba naj­waż­niej­sze w tego typu pro­duk­cjach.

Źródło: Onet.pl


 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz